wtorek, 1 kwietnia 2014

Rozdział 5. "Przyjdzie czas, kiedy odkryjesz siebie. A wtedy już nigdy nie będziesz sam."Lidia Jasińska

(Uwaga! Zmieniam narrację bynajmniej w tym rozdziale. Trochę męczy trzecioosobowa. Z resztą , sami ocenicie która lepsza. :)
.)
***
Na szczęście zadzwonił jego telefon i nie musiałam odpowiadać. Czym prędzej postanowiłam się ulotnić. Wszystkie wspomnienia z dzisiejszego poranka powróciły niesamowicie szybko. Poczułam się jakby ktoś wylał na mnie wiadro lodowatej wody. Co teraz? Nie mogłam ani zostać z Feliksem, do domu nie chciałam wracać. Javier? Nie, on też odpada. Uzna mnie za wartiatke i tyle. Opuściłam rękawy i ściskałam oba końce w pięściach. Łza spłynęła po moim prawym policzku, gdy dotarło do mnie jak bardzo odmieniło się teraz moje życie. Idąc tak w tłumie sztucznych ludzi goniących czas zaczerpnęłam głęboko powietrze.
-Aaaaaa! - Wykrzyknęłam ze złości nie mogąc dłużej znieść tej dziwnej tajemnicy, której nikt jak narazie nie chciał mi wyjaśnić. Nie obchodziło mnie już to, co ci wszyscy ludzie sobie o mnie myślą widząc mnie. Łzy leciały jak grochy. Świat w okół wirował a ja nie potrafiłam nic zrobić.
-Wszystko w porządku? - Zapytała starsza pani przysiadając się na zieloną, drewnianą ławkę. Nie czekając na odpowiedź lub jakąkolwiek reakcję z mojej strony ciągnęła dalej. -Widzisz dziecko, twój świat się załamał teraz a jeszcze masz tyle lat przed sobą. Jeszcze przez niejedno bagno będziesz musiała przejść. -Mówiła z takim przekonującym spokojem, że aż przykuła moją uwagę. Siedząc w ciszy przyglądałam się jej. Czerwona chusta we wzory zawiązana luźno pod brodą, brązowa wiatrówka i czarna spódnica nie wskazywały na nadzwyczajność tej kobiety. Jednak twarz pełna zmarszczek, szczery, nieznikający uśmiech i oczy błyszczące doświadczeniem nie pozwalały pozbyć się wrażenia, że gdzieś już ją widziałam. Starsza pani po przejściach, o których bladego pojęcia nie mam  budziła u mnie szacunek. Nie mogła przypominać mi żadnej z babci, bo mama nie utrzymywała kontaktu ze swoją rodziną, a rodzice taty zmarli zanim się urodziłam. Pytanie, więc skąd takie myśli? -Wiesz dziecko, życie nauczyło mnie jednego- każda decyzja ma swoją cenę, za którą nie zawsze jesteśmy w stanie zapłacić.
-Dużo pani przeszła?
-Ludziom się wydaje, że przeżycie 70 lat jest jakimś wyczynem, dla mnie to dopiero początek.
-Co pani przez to rozumie? Jak to początek, przecież ...
-Kres życia? - Uśmiechnęła się łagodnie. -Pomóż złociutka mi wstać. Choć do mnie na herbatke, wydajesz się zagubiona, chętnie z tobą porozmawiam. To niedaleko... -Wstałam i podałam kobiecie dłoń. Ale jej propozycja wydała mi się dość dziwna. Nie za bardzo chciałam gdziekolwiek się ruszyć. Z drugiej strony...
-Chyba się nie boisz starej baby, która ledwo żyje w dodatku samotnie.
-Nie nie...
-Weź tamte siatki z zakupami. Sama nie dam rady dalej ich dźwigać.
Posłusznie wzięłam papierowe torby z ławki instynktownie idąc za kobietą. Mama by mnie za coś takiego zabiła... Ile bym dała żeby choć usłyszeć jej słowa uwagi, pretensji, cokolwiek.. Nie nie nie! Nel ogarnij się, nie wolno ci o tym myśleć. Karcilam sama siebie za bolesne wspomnienia.
Po dziesięciu minutach dotarlysmy do dziwnego budynku z czerwonych cegieł, drewnianą werandą z odpadającą ciemnoturkusową farbą i okiennicami w tym samym kolorze. Na parapetach czerwone begonie wypływały na swych gęstych zielonych liściach z podłużnych donic kontrastując z śnieżnobiałymi firankami po drugiej stronie szyb. Betonowe schody pokryte były delikatnym mchem a ściany do poziomu okien porastał bluszcz. Budynek miał piętro. Widać było uszkodzone i już zardzewiałe nieco rynny.
-Nie stój tak, wejdź żesz do środka. -Wyrwała mnie z zamyslenia. Drzwi zaskrzypiały zachęcając by je przekroczyć. W sumie, co mi szkodzi. Pomyślałam i znalazłam się na przytulmym ganku. Zapach unoszący się po całym mieszkaniu przypominał zapach dawno nie otwieranej, starej książki. Uśmiechnęłam się, bo uwielbiałam odkrywać historie zapisane starą czcionką na kartkach, które przeszły przez wiele rąk. Postawiłam torby na kuchennym stole jednocześnie podziwiając kobietę za niesamowity porządek i gust.
-Możesz nastawić wodę? Czajnik masz na kuchence. Szklanki są w szafce nad zlewem a herbatę znajdziesz w puszkach przy oknie. Zaraz do ciebie przyjdę . - Wolała gdzieś z głębi domu.
Zrobiłam to o co prosiła, już któryś raz z kolei w ciągu godziny nie protestuje i się jej słucham. To aż do mnie nie podobne. Sama się sobie dziwiłam. Białe meble, srebrny zlew, dębowy stół i cztery krzesła , zioła w słonecznych miejscach i cała reszta wyposażenia tego pomieszczenia jak i cała reszta domu, którą udało mi się zobaczyć wydawała się idealnie do siebie pasować. Nawet filiżanki były specyficzne.
-Jak pani to robi, że wszystko tu jest takie dopasowane i czyste i w ogóle ? - Zapytałam, gdy tylko zjawiła się spowrotem.
-Uczyłam się od najlepszych. Wiesz , ten dom należał do mojej rodziny odkąd pamiętam. Ale to moja mama go tak wspaniale urządziła. Ja tylko dbam o to by było czysto i nic się nie zepsuło.
-Jestem pod wrażeniem.
Siedziałyśmy już w salonie, gdy Luna wstała, z szuflady w kredensie wyciągnęła małe, złote pudełko.
-Widzisz Nel, znałam twoją matkę. Nawet bardzo dobrze. Otwórz - Z oczami otwartymi tak mocno, że nie wiedziałam czy jestem w stanie mrugać zesztywniałam momentalnie.
-Dowiesz się w swoim czasie kochanie. Jak naradzie musisz mi zaufać. Rozumiesz? - Jak zahipnotyzowana siedziałam ściskając pudełko w lewej ręce. Bałam się je otworzyć. Luna mówiła wszystko z wielkim spokojem. Nie wiedziałam co robić. Czemu ciocia, wujek czy Łukasz nie powiedzieli mi o tej kobiecie? Czy to już kolejna tajemnica, której nie rozumiem? Kolejny podstęp? Podróż po wielkim kanionie moich myśli przerwały mi czyjeś kroki. Ale w oknie nikogo nie dojrzałam.
-Witaj Luno - odezwał się głos za moimi plecami. Głos, który już dziś słyszałam.
We framudze stał Feliks. No i wybuchłam.
-Nie no teraz to już sobie żartujecie. Co to ma być?Zmowa? Podryw na babcię? Czy mnie sledzisz może? Wychodzę. Dziękuję za herbatke kochanie.
Znowu ogarnęła mnie złość na cały świat. Chciałam uciec. Złość kipiala uszami. Poszłam do drugich drzwi. Idąc mamrotałam jakieś głupoty pod nosem. Z głową spuszczoną w dół w ciemnym korytarzu nie widziałam , że ktoś idzie z naprzeciwka. Więc chcąc nie chcąc wpadłam na wysokiego, dobrze zbudowanego mężczyznę. Tylko oczy błyszczały mu nienaturalnie.
-Gdzieś się wybierasz droga panno? - Jego potężny a zarazem łagodny i stanowczy ton nieco sparaliżował mnie odbijając się echem w głowie. Serce zabiło mocniej. W tym momencie postanowiłam, że nigdy nie postawię żadnej pułapki na zwierzę, bo zrozumiałam właśnie, co czuje mysz skuszona kawałmiem śmierdzącego sera przytrzaśnięta metalem.

1 komentarz:

  1. Witaj. Jestem szabloniarką z http://internetowy-spis.blogspot.com/. Czy nadal jesteś zainteresowana szablonem? Pytam, bo zamówienie zostało złożone już trochę temu, a ja jestem nowa i jestem zainteresowana jego zrealizowaniem :D. O odpowiedz proszę na http://internetowy-spis.blogspot.com/.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń