Mgła. Ciemne plamy. Mdłości. Ból. Brak sił oraz świadomości kim i gdzie jest. Próbowała podnieść powieki, jednak to wydawało się zbyt trudne. Słyszała coś. Na początku niewyraźne szmery, które z każdą sekundą zaczynały przypominać odgłosy ludzkiej rozmowy.
-Przecież wiesz, że tak nie można. ON zdecydowanie się wkurzy i wtedy nie tylko ty będziesz miał kłopoty. Pomyslales może o innych? -Odezwał się jeden z nich.
-Daj spokój, przemiana i tak się już zaczęła. To tylko kwestia czasu. -Odparł drugi z bardziej dojrzałym głosem. Po czym uniósł kąciki ust w niewidocznym, ironicznym uśmiechu.
-Nie mieszaj do tego Czasu.
-Skoro i tak mogę Go zatrzymać to co mi grozi? A bez niej nie mamy szans. Zrozum to. Musisz mi pomóc. -A ona? Mogłaby cię unicestwić w jednej sekundzie.
-Ale o tym nie wie, szybko się nie dowie. Nawet Gadowie jej tego nie zdradzą - też boją się jej potęgi. Nikt nie wie do czego jest zdolna. -Zakończył świecie przekonanym o słuszności swojego zdania.
* * *
Nathaniel siedział na twardym fotelu w ciemnym pokoju. Studiował mapy, które ze sobą przynieśli. Nie potrzebował światła. Sam był światłością. Jednak przebywając tak daleko od Źródła jego moc gasła z każdym momentem.
Tego dnia nie wpadli na żaden, choćby najmniejszy trop. To martwiło najstarszego z trójki poszukiwaczy. Czas im się kończył. W Źródle się niecierpliwią. Cała odpowiedzialność spadła właśnie na niego. Sytuację Nathaniela pogarszał fakt, że miał dwójkę niedoświadczonych Gado. Bał się o nich. Wiedział, że jeden błąd może kosztować istnienie jednego z nich a nawet wszystkich. Teraz jednak nie mógł nic na to poradzić, zdobycie celu wymaga poświęceń.
Aura i Feliks pogrążeni w letargu, ładowali siły na kolejny etap zmagań. Jako, że byli bardzo młodymi Gado, nie mieli rozwiniętej umiejętności gromadzenia energii jaką była światłość czerpana ze Źródła. Letarg pozwalał na jej iluzję, bez której młodzi Gado nie są w stanie funkcjonować.
* * *
Mówił do niej tak przekonująco, że nie miała powodów żeby mu nie uwierzyć. Wolała wmawiać sobie własną nieudolność niż obwiniać Javiera o kłamstwo.
-Przecież nie było cię na zajęciach dzisiaj. Skąd ty to wszystko wiesz? -pytała z niedowierzaniem.
-Przecież rozmawiałem z tobą prawie cały czas. Nie pamiętasz? -Troskliwie spojrzał w jej oczy. Nie potrafiła odwrócić wzroku, a może i nie chciała?
Szli chwilę w milczeniu. Nel analizowała wydarzenia z całego dnia i szukała swojego błędu, przecież blondyn by jej nie okłamał.Właściwie to gdzie oni teraz idą?
-Javier, nie miej mi za złe ale nie czuję się za dobrze, muszę jak najszybciej iść do domu.
-Neli, nie gniewam się. Odprowadzić cię? Kiedy indziej pokażę ci okolice.
-Nie masz wyjścia, bo totalnie nie wiem gdzie jesteśmy. Naprawdę nie rozumiem co się ze mną dzieje.
Zawstydzona ruszyła przed siebie ze spuszcza oną głową.
-Ej, Nel, to nie w te stronę. - Czule się uśmiechnął dodając jej otuchy.
Ona tylko westchnęła i ruszyli w dobrym kierunku.
-Nie wiem co mi jest, jakbym wszystko zapomniała... Nie jesteś zły?
-No coś ty, nie mógłbym być na ciebie zły. -Musiał przyznać przed samym sobą, że to jest akurat prawda.
Całą drogę chłopak coś opowiadał, jednak ona go nie słuchała. Znaczy starała się jednak nic nie rozumiała. Wszystko zaczęło jej przeszkadzać. Znów robiło jej się słabo. Ledwo trzymała się na własnych nogach.
-Javier, podzielisz się swoim ramieniem? Boję się że zaraz upadne.
-Aż tak źle się czujesz? -pokiwała głową. - Jane, nie krępuj się.
Gdyby nie to, że trzyma ją w objęciach, jest tak blisko niej, Javier już dawno zrezygnowałby z powierzonej mu misji. Tylko dzięki tej bliskości z nią starał się działać w szeregach Walkir. Wiedział, że naraża ją na cierpienie, samego siebie też. Bo nigdy nie będzie mu dane związać się z istotą jej pokroju. Ona pewnie go znienawidzi, gdy ich plan się nie powiedzie. Nie będzie chciała widzieć zdrajcy takiego jakim był i jakim miał się stać. Ale nie miał wpływu na uczucie jakie nim kierowało. Nie był zły, tylko źle postępował. Teraz jednak było zbyt późno na wycofanie się.
Widział jak słabła na jego oczach, by stać się niezwyciężona. Jednak nie miała pojęcia o swojej potędze i strachu jaki budziła u wszystkich istot nadludzkich.
Zachwycał się jej niewinnością płynąca prosto z serca. Czuł jej strach. Czuł wszystkie skrywane przez nią emocje. Chciał ją jakoś uratować, automatycznie przewidując porażkę Walkir. Musiał tylko zaczekać na odpowiedni moment.
-Jeszcze raz przepraszam i dziękuję. Jesteś kochany.
-Nie przesadzaj, jeszcze trochę i będziesz miała mnie dość.
-Nie mów tak, bo zapeszysz.
-Połóż się i jutro odpuść sobie szkołę, załatwię ci lekcje i całą resztę. Zrozumiano? -Uśmiechnęła się, on też. Stali tak nieruchomo śmiejąc się oczami do siebie. Ile trwała ta chwila, żadne z nich nie potrafiło określić. Wszystko przerwały otwierające się drzwi,z których wyszedł Łukasz.
Rozeszli się. On żałował, że nie może nic zrobić ze sobą, ona rozmarzona opadła w objęcia Morfeusza.