-Hyyyy ! -Ze snu wyrwała mnie myśl o Javierze i Łukaszu. Przecież oni będą się martwić. Z resztą nie chciałam być tu gdzie byłam z ludźmi, których wogóle nie znam. Już miałam nauczkę, żeby nie rozmawiać z nieznajomymi. W pokoju było teraz jaśniej niż to pamiętałam. W rogu, na fotelu zauważyłam swoje rzeczy. Nie zastanawiając się nad tym, co robię - w sumie tak jak zawsze- wstałam po nie . Panująca cisza wcale mnie nie dziwiła, już nie.
To co się tu dzieje nie jest normalne a ja nie zamierzałam w tym uczestniczyć. Jedynym, który mógł mi teraz pomóc był właśnie Javier. Nie mam pojęcia jak ale wierzę , że on coś wymyśli. Na szczęście lewy nadgarstek był już wolny od kabelka. Zostało jedynie wkłucie. Trudno z tym mogę wyjść.
Dziwiło mnie jedynie to, że tak nagle nikogo tu nie było. Lśniącooki ze swoją zgrają gdzieś przepadli. Szkoda, że nie zostawili mi cieplejszej bluzy.
Idąc miastem nie myślałam. Albo tylko tak mi się wydawało.
Czekając pod drzwiami Javiera modliłam się aby był w domu. Gdy tylko otworzył rzuciłam mu się w ramiona z niespodziewanym płaczem.
-Powiedz mi, że to wszystko nie jest prawdą , że to moje urojenia, że się naćpałam , że zaraz mi przejdzie... Powiedz tylko, że to nie jest prawda .
Siedząc na jego łóżku z mokrymi policzkami dławiąc się łzami patrzyłam na chłopaka z ogromną nadzieją. Błękit jego źrenic jak zawsze wydawał mi się bezchmurnym niebem w upalny letni dzień. Ale Javier stał cały czas w miejscu. Jak zahipnotyzowany. Jakby w ogóle nie słuchał tego wszystkiego, co mu właśnie powiedziałam. Momentalnie wyszedł z pokoju, wrócił z pudełkiem chusteczek.
-Proszę. Pokaż czoło.
Poczułam chłód jego dłoni.
-Javier... A może ty jesteś wampirem? - Delikatnie uniósł kącik ust. Ten z lewej strony. Ten mój ulubiony uśmiech numer cztery.
-Neli, a wiesz, że to oznacza że jesteś moją przekąską?
-Powiedz mi co zrobisz z moimi zwłokami ? Zawsze się zastanawiałam co wampir robi jak już się napije.
-Wypcham twoją głowę i powieszę nad kominkiem.
-Faktycznie wolałam nie wiedzieć.
Usiadł obok a ja siedząc ze skrzyrzowanymi nogami oparłam głowę o jego ramię .
-Nie powiedziałeś jeszcze... -Choćby mię wiem co musiałam usłyszeć, że wszystko to o czym mu powiedziałam nie jest prawdą . A on zupełnie zmienił temat.
-Nel, a może chcesz wypróbować moje łóżko?
-Javier! Ja tu poważnie a ty o czym mi tu teraz ...
-No co? Dziewczyno jest 6 rano... Myślałem, że jesteś zmęczona. Pójdę do drugiego pokoju.
-Straciłam poczucie czasu. Dobra, nie będę ci przeszkadzać. Cześć .
Złapał mnie za rękę gdy wstałam. Dlaczego za tą ? Akurat za wkłucie.
-Aaa ... - Wyjąkałam .
-Gdzie się śpieszysz? Na zewnątrz nie będziesz bezpieczna.
-Po pierwsze to boli. A po drugie to co chcesz przez to powiedzieć?
-Jeśli teraz wyjdziesz to, jak go nazwałaś, Lśniącooki i przyjaciele znajdą Cię szybciej niż myślisz.
Tego było już za wiele. Nie potrafiłam odróżnić czy chłopak mówi prawdę czy sobie żartuje.
-Czekaj, ty sobie żartujesz nie?
-Wierz mi chciałbym. Ale to mówi samo za siebie.
Odsłonił moje lewe przedramie. Płomień poruszył się delikatnie. Spojrzałam na Javiera on pokazał mi podobny kształt na swoim lewym ramieniu. Aż usiadłam z niedowierzania. Tak na niego patrzyłam , że zrozumiał mnie bez słów.
-Nie, ja to co innego. Twój przypadek jest o wiele gorszy. Zaraz będziemy mieć gości.
Potrzebowałam czasu żeby oswoić się z tą wiedzą. I kogoś kto by mi wytłumaczył o co w tym wszystkim do cholery chodzi. Byłam skłonna myśleć , że to jakiś dziwny sen albo gorzej, że jestem w wariatkowie i czekam na porcję leków.
Na chwilę zostałam sama w pokoju. Teraz tęskniłam za domem, za rodzicami, jak jeszcze nigdy. Gdybym pojechała wtedy z nimi, albo gdybym zatrzymała ich jakimś cudem... Szybko obtarlam spływającą po poliku łzę. Wolałam żeby Javier, który właśnie nadchodził nie oglądał więcej mnie w takich momentach.
-Chcesz coś zjeść ? Na pewno jesteś głodna.
-Sama nie wiem.
-Yhym, a kiedy ostatni raz coś jadłaś ? Przypomnij sobie.
Teraz to mnie zaskoczył. Ale faktycznie...jak się tak zastanowić to wczoraj wypiłam tylko to coś od Feliksa. A w piątek chyba tylko śniadanie zdążyłam zjeść.
-Okej, wygrałeś .
-No to ile nie jadłaś ? Powiesz mi? -Uśmiechnięty zaprowadził mnie do kuchni.
-Nie.
Zrobiliśmy tosty i herbatę. Javier miał jeszcze jakąś sałatkę. Jego kuchnia, mimo że mała, była bardzo praktyczna, utrzymana w chłonnych kolorach idealnie pasowała do reszty mieszkania.
Za dużo pytań siedziało mi w głowie żeby siedzieć cicho. Ale wiedziałam, że jak zadam mu kilka jednocześnie to nie uzyskam odpowiedzi na żadne.
-Przynajmniej wiem dlaczego mieszkasz sam.
-To tylko stancja. Mówiłem ci już kiedyś. Dobra, pytaj bo widzę, że nie wytrzymasz.
-Czemu nie powiedziałeś mi wcześniej? Nie uważasz, że było by prościej?
-Nel, ja nie jestem nikim ważnym. Jestem tylko od wykonywania rozkazów.
-To kim tak naprawdę jesteś? Kim ja się stałam?
-Neli, wszystkiego dowiesz się od nich .
Javier wskazał drzwi wejściowe. A w nich stanęli Lśniącooki, Feliks i dziewczyna, której imienia jeszcze nie znam. Mówili coś ale ich znów nie słyszałam. To było okropne. Rozumiałam tylko Javiera, który się cieszył, że nie rozwalili mu drzwi.
-To takie bez sensu! Jak mają mi coś powiedzieć jak ich nie słyszę?!
Wstałam oburzona od stołu i zaczęłam nerwowo chodzić to w jedną to w drugą stronę.
-Uspokój się. To, że się będziesz denerwować nic ci nie da. - Upominał mnie Javier.
-Łatwo ci mówić.
Wyszłam z kuchni bo i tak z tego, co mówił Javier niewiele rozumiałam. Nie miałam pojęcia o co chodzi. Powinnam chyba przywyknąć.
Leżałam sobie na, w gruncie rzeczy bardzo wygodnym, łóżku przyjaciela na plecach z rękoma pod głową. Nie wiem ile to trwało ale drzwi w końcu się otworzyły.
-Nie puścisz mnie z nimi, prawda? - Mówiłam z nadzieją do chłopaka stojącego na przeciwko. -Nie zostawiasz mnie...
Chłopak tylko się uśmiechnął. Przytulił mnie a później położył się na łóżko tak jak ja leżałam przed chwilą.
-Hej, ja tu jestem. Może chociaż jakieś jedno słowo do mnie? Oh! Javier no! -Byłam zła. I wściekła. Nikt się już ze mną nie liczy...
-Co jest? -Do pokoju wbiegł chłopak, który wyglądał zupełnie jak ten, który wszedł wcześniej.
-Jakim cudem jesteście identyczni?!
Obaj patrzyli na mnie jak na idiotkę.
-Bliźniacy. To proste. -Odpowiedział Javier, bo przecież Feliksa i tak bym nie usłyszała.
-Od razu lepiej. Pożyczysz mi bluzę? Taką ciepłą jeśli możesz.
-Jasne.
Zanim dostałam ubranie zdążyłam założyć trampki.
-Dzięki.
-Gdzie się wybierasz?
Lśniącooki już zdążył zagrozić mi drogę. Odwróciłam się do Javiera zniechęcona dalszym tłumaczeniem.
-Nie wytrzymam tu dłużej.
-Nie masz wyjścia.
-Skocze z okna jeśli będzie trzeba. Javier, daj spokój. Idę tylko po bułki do sklepu. Nie skończyłam śniadania a oni też pewnie są głodni.
Poczekałam aż chłopak 'przetłumaczy' Lśniącookiemu .
-Pójdziesz z Aurą.
-Nie ma mowy. Chcę być choć chwilę sama.
-To nie jest dobry pomysł.
-Słuchaj. Ja straciłam wszystko, nie mam czego się bać. A obiecuję , że nigdzie wam nie ucieknę. Nie jestem waszym kanarkiem.
Przepchałam się do drzwi i wyszłam. Na zewnątrz jakoś lepiej się oddychało. Dopiero wchodząc do supermarketu zrozumiałam jak głodna jestem. Z koszykiem w ręce szłam w stronę pieczywa. Nie wiedziałam ile oni jedzą dlatego wzięłam sporo wszystkiego razy 5. Na wszelki wypadek miałam w uszach słuchawki. Gdzieś w tłumie zauważyłam Borysa. Uśmiechnął się a ja odwzajemniłam tym samym gestem. Na szczęście zdążyłam wyjść zanim doszłoby do bliższego spotkania. Bo gdybym go też nie słyszała... Z tego wszystkiego zapomniałam przysłuchiwać się ludziom w sklepie. Wracając prawie nikogo nie mijałam. Z czystej ciekawości puściłam muzykę z telefonu. O dziwo słyszałam... Słyszałam sam podkład muzyczny. Jakby wokalisty nigdy nie było w utworze. Włączałam jeszcze kilka piosenek ale z każdą było to samo. Na szczęście to mnie nie przeraziło. Takie melodie bardziej mi się teraz podobały. Po co miałam słuchać ludzkiego gadania...
Wróciłam i tak szybciej niż zamierzałam. To chyba przez Borysa. Trochę się wystraszyłam. Dobrze, że nie było z nim Łukasza. Ten akurat przyszedł by od razu do mnie. Kurcze, muszę zapytać Javiera co z tym zrobić.
-Przygotuje śniadanie! -Krzyknęłam, właściwie niepotrzebnie ale to chyba z przyzwyczajenia.
-Neli, jeden talerzyk więcej , mamy gościa.
Strony
▼
jak j cię proszę pisz dalej prozę!
OdpowiedzUsuńPodoba mi się twoje opowiadanie, szkoda, że zostało porzucone...
OdpowiedzUsuńChciałam zaprosić do moich opowiadań, może któreś ci się spodoba.
wadazagency.blogspot.com
opowiadanie-demona.blogspot.com