niedziela, 27 kwietnia 2014

Rozdział szósty. "Choćbym miała skrzydła nie od­frunęłabym od ludzi których kocham . Bo jak kocham to całym ser­cem. Bez względu na kieru­nek wiatru. " (znalezione na cytaty.info ~ vivaldi)

Nie byłam w stanie wydusić z siebie słowa. Powoli, pod naciskiem 'olbrzyma', zaczęłam się cofać. W salonie oprócz Luny i Feliksa pojawiła się jeszcze dziewczyna. Nie zdążyłam się jej przejrzeć, bo lśniącooki złapał mnie za obojczyk i przesunął za swoje plecy. Dopiero teraz mogłam prawdziwie ocenić jego niezwykłą posture. Była imponująca. 
- Miło cię znów zobaczyć Luno. -Powiedział spokojnie olbrzym.
-Ja się nie cieszę na twój widok Natanielu.
Aha, przynajmniej znam już jego imię. Jednym okiem mogłam patrzeć na całe to zajście. Po co i kiedy ktoś zasłonił okna? 
-Co za zbieg okoliczności nie sądzisz? 
-Napijecie się herbaty? Nie stójce jak kołki - W głosie kobiety czuć było ironię .
-Spieszy nam się. 
-To dobrze, nie będę musiała dłużej patrzeć na twoją piękną twarz.
Ich dziwna wymiana zdań zaczynała mnie nudzić i męczyć. Lśniącooki cały czas mnie trzymał. Chciałam się jakoś wymknąć ale jego uścisk był dość mocny. Bałam się odezwać. Nadal miałam pudełko od Luny. Nie interesując się skutkami zaczęłam je otwierać. Ale było mocno zamknięte. Nathaniel chyba nie zwracał uwagi na moje wiercenie się. No i stało się. Pudełko spadło. 
-O o. -tyle zdążyłam powiedzieć. Wszyscy się na mnie spojrzeli. Zastygli momentalnie. Oczy Feliksa i Aury zabłysnęły na sekundę. Luna chciała wstać, ale...
-Teraz! -Krzyknął lśniącooki. Schyliłam się po pudełko będąc wolna chwilowo ale ledwie zdążyłam je chwycić kiedy poczułam, że kolejny raz Nataniel używa wobec mnie swojej siły. Nie wiedziałam dokładnie jak udaje mu się mnie wynieść z budynku. Widziałam tylko jak Feliks i tamta dziewczyna układają Lunę na kanapie.
Za dużo emocji. Za dużo niewiadomych. Zaczęło kręcić mi się w głowie. Słabo jakoś. 
-Łukasz będzie się martwił...
I to by było na tyle. Potem najprawdopodobniej odleciałam. Nie wiem co się ze mną stało. 
***
-Auro, połącz mnie ze Źródłem. Szybko. Feliks! Chodź tu, musimy ją jakoś ułożyć. 
-Frourós, Źródło czeka. - Powiadomiła go młoda Gado. 
-Pomóż mu, trzeba zbić jakoś gorączkę. Jest niesamowicie gorąca. Wiecie co robić. 
Wstał i wyszedł do pokoju obok. Aura i Feliks uzupełniali się nawzajem . Siedzieli nad dziewczyną, której nie znali. Nie rozmawiali ze sobą od rana a teraz żadne z nich nie wiedziało co powiedzieć. Ta sytuacja trochę ich przerażała mimo iż byli na to przygotowywani. Ale to ich pierwszy pobyt poza źródłem. 
Jakieś pół godziny później wrócił Nataniel. 
-Mamy opóźnienie z całą tą sprawą, w dodatku dzisiejszy dzień nie jest specjalnie udany. No i nie wiemy co z nią jest. Dlatego przyślą kogoś żeby pomóc nam ją przetransportować do Źródła. Podejrzewam, że dotrze do nas w nocy lub nad ranem. Feliksie, zostaniesz i będziesz jej pilnował. Tylko nie spuszczaj jej z oka tym razem...
-Będę ostrożny Frourós .
-Auro, pójdziesz ze mną. A , Feliks, jeśli Nela się obudzi musi to wypić. -Nataniel podał  mu małą fiolkę z niebieskim płynem. 
-A jeśli gorączka się utrzyma? 
-Przy zlewie stoi pudełko. Rozrób tamten proszek i namocz tym okłady. Powinno działać. Wiesz jak podać ten płyn, który ci dałem? 
-Tak. 
-W takim razie idziemy. Do zobaczenia wieczorem. 
-Do zobaczenia.
Kiedy drzwi się zamknęły Feliks opadł ciężko na fotel. Był zmęczony. Siedział na fotelu z brązowej skóry w pokoju o miodowych ścianach. Przed sobą miał łóżko, na którym leżała majacząca dziewczyna. Przez jego błąd mogło być bardzo ciężko. Było mu wstyd. Nie lubił zawalać sprawy. Dziwił się czemu on zawsze musiał sam coś robić, gdy Aura miała wsparcie u innego Gado lub w samym Natanielu. 
Siedział tak pogrążony w milczeniu, gdy Nela dostała drgawek. Szybko do niej podbiegł. Dotknął jej czoła...
-Ał... 
Twarz miała pokrytą kroplami potu. Zimnego potu. Czym prędzej udał się do kuchni aby zrobić wywar do okładów. 
Widząc, że jego starania nic nie dają zadzwonił do Nataniela.
-Jest gorąca i cała się trzęsie... No prawie godzinę... Tak, zrobiłem te okłady... A jeżeli jej się coś stanie? ... Rozumiem... Dobrze. 
Podszedł do dziewczyny. Chwycił jej prawą dłoń a lewą uniósł nad czoło. 
-Musisz przeżyć. Chociaż do rana. Walcz razem ze mną...
***
Ten ból. Taki paraliżujący całe ciało i umysł. 
Miałam wrażenie, że jestem przygnieciona do łóżka jakimś stukilowym kowadłem a moja głowa waży co najmniej połowę tego. Co tam głowa, powiek nie mogłam unieść. I do tego te ostre światło. Zasłoniłam oczy palcami jakby to miało w czymś pomóc. 
Powoli starałam się ukazywać tęczówki by móc stwierdzić co się dzieje. Nie zdążyłam jednak nic powiedzieć, bo już zbliżała się jakaś postać i coś mówiła szeroko się uśmiechając. Zaraz przyszedł ktoś jeszcze i kolejne dwie postacie. Każdy coś mówił. Wszyscy się na mnie patrzyli. Tylko ja nic nie rozumiałam. Jak zwykle z resztą. Czy ja jestem w szpitalu? Co oni mówią? Czemu nie rozumiem ich mowy? Zaraz, przecież ja ich w ogóle nie słyszę. Teraz dopiero poczułam się obca, przerażona i głodna. Ale to chyba mniej ważne. Ktoś dotykał mojego czoła, świecił dziwną latarką w oczy, sprawdzał puls i jeszcze kilka innych , moim zdaniem zupełnie niepotrzebnych, rzeczy. 
-Czy to szpital? - Zapytałam z nadzieją, że dowiem się czegokolwiek. Może w herbacie tej starszej pani coś było i teraz jestem na jakimś oddziale. Mężczyzna coś mówił a ja tylko na niego patrzyłam z głupią miną nie rozumiejąc kompletnie. Z ruchu warg nie umiem czytać. 
Odepchnęłam go szybko na co on surowo na mnie spojrzał. Probowałam wstać, ale kiedy odkryłam kołdrę zobaczyłam kabelek, który łączy mój nadgarstek z  pół pełnym workiem jakiejś cieczy. 
-Zabierzcie to ode mnie! - Krzyczałam już przez łzy. Próbowałam wyrwać to ale doskoczył do mnie chłopak i spokojnie ale stanowczo zablokował moje ręce. Po czym posadził mnie spowrotem na łóżko. 
Widziałam jak reszta komunikuje się między sobą i jak ich początkowe uśmiechy znikają. 
Jedyna dziewczyna o ślicznych, długich i prostych włosach wyszła nagle z pomieszczenia, które teraz w niczym nie przypominało szpitala. Nie było tu wcale tak jasno jak mi się wydawało. Za oknem tylko lampy uliczne oświetlały drogi. A tu zapalona była jedynie jedna żarówka z potrójnego żyrandola . Zrobiło mi się dość chłodno. Zwłaszcza, że miałam na sobie jedynie T-Shirt z nadrukiem i krótkie spodenki. Kiedy to przebrałam? Wokół mnie było tyle zagadek, że zastanawiałam się czy nie jestem w domu wariatów. 
Długowłosa wróciła podając kartkę i flamaster lśniącookiemu. Plus dla niej za pomysłowość. Chociaż telefon byłby lepszy. Pierwsze pytanie nie było dla mnie zaskoczeniem. "Czy nas słyszysz?" 
Pokiwałam przecząco. Czekając na kolejną wiadomość,spojrzałam na swoje przedramiona. Eh... Chciałam je zasłonić ,ale moje ubranie i siedzący obok chłopak mi na to nie pozwalał. 
"Powiedz, czy coś cię boli?"
Spojrzałam na niego wymownie mając nadzieję, że da mi w końcu te kartkę to mu napisze, bo przecież i tak nie usłyszy. Patrzyłam na niego około trzydziestu sekund a on nic. To się załamałam. Opadłam zrezygnowana na łóżko zasłaniając twarz. A oni wszyscy podbiegli jakby się bali, że coś sobie zrobiłam. Zabrałam lśniącookiemu nasz nowoczesny komunikator jednocześnie pozwalając odetchnąć im z ulgą, że wszystko ze mną, no prawie wszystko, w porządku. 
" Nie mam pojęcia kim jesteście, co ja tu robię i czemu was nie słyszę i siebie z resztą też. Boli . Zimno. Jeść. "
Pominę fakt, że uśmiech na chwilę do nich wrócił. Przynajmniej chłopak wstał, pomógł założyć bluzę, bo z tą rurką nie było łatwo. Przykryłam się już sama. W końcu nie jestem specjalnej troski. 
" Nie do końca wiemy co Ci jest. . Możliwe, że jest to szok po gorączce jaką miałaś. "
" Fajnie, dostanę coś do jedzenia? " 
Teraz to już wybuchli śmiechem. A przynajmniej tak mi się wydawało. 
Dostałam jakąś wysoką szklankę z napojem , który swoim zapachem nie zachęcał. 
" To Cię wzmocni. Do dna."
Ze skwaszoną miną spojrzałam na lśniącookiego. Ten tylko rozłożył niewinnie ręce i wyszedł zostawiając mnie z tym paskudztwem sam na sam. Jeżeli nic innego nie zamierzali mi dać to chociaż tym musiałam wypełnić mój domagający się trawienia żołądek. Smaku nie miało, więc duszkiem wypiłam to coś. Ziewnęłam raz bo jakoś tak zachciało mi się spać. Przykryłam się, naciągnęłam rękawy porządnie jak to już miałam zakodowane od kąd mam na przedramionach te znaki. Zegarek na szafce nocnej wskazywał 4.15, więc chyba nikt nie będzie miał nic przeciwko temu, że się zdrzemnę choć na chwilę. Chyba, że znowu wpadną w panikę myśląc , że coś mi się stało. A z resztą skoro i tak straciłam wszystko to ten jeden raz może mi na niczym nie zależeć. 

1 komentarz: